Skandal! NFZ odmawia pomocy – składki płacisz całe życie, a w potrzebie zostajesz sam!

NFZ – obietnice kontra rzeczywistość

Narodowy Fundusz Zdrowia miał być filarem bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków. Co miesiąc płacisz wysokie składki, które z roku na rok rosną. Przez całe życie nie korzystasz z pomocy, bo jesteś zdrowy. Ale gdy nagle twoja żona, dziecko czy rodzic potrzebuje pilnej operacji – NFZ rozkłada ręce.

Zamiast ratunku – dostajesz decyzję urzędnika z jednym słowem: „odmowa”.

Operacje za granicą? NFZ mówi „nie”

Kiedy polskie szpitale nie mają specjalistów albo termin operacji to odległe miesiące, pozostaje klinika zagraniczna. Ale NFZ często odmawia finansowania takich zabiegów. Nawet jeśli to jedyna szansa na życie, rodziny słyszą, że fundusz nie zapłaci.

Efekt? Dramatyczne apele o pomoc i publiczne zbiórki w internecie. Państwo umywa ręce, a los pacjentów zależy od hojności obcych ludzi.

NFZ kontra prywatne ubezpieczenia

W prywatnych ubezpieczeniach wszystko jest jasne – umowa gwarantuje konkretne świadczenia. Tymczasem w NFZ pacjent staje się zakładnikiem systemu, w którym o jego życiu decyduje urzędnik. Bez znajomości, bez politycznych koneksji, jesteś tylko „zjadaczem chleba”, którego problemy nikogo nie interesują.

Zbiórki zamiast systemu ochrony zdrowia

Historie tysięcy rodzin pokazują brutalną prawdę:

  • płacisz składki przez całe życie,

  • w kryzysie NFZ zostawia cię samego,

  • a ty musisz błagać o pieniądze w internecie.

Tak wygląda rzeczywistość w kraju, który na papierze gwarantuje „bezpłatną opiekę zdrowotną”.

Czy NFZ to pomoc czy fikcja?

Wielu pacjentów uważa, że NFZ to już nie system wsparcia, lecz pułapka biurokratyczna. Tam, gdzie chodzi o zdrowie i życie, liczą się decyzje zza biurka, a nie realne potrzeby ludzi.

💥 Pytanie brzmi: czy NFZ istnieje jeszcze po to, by ratować pacjentów, czy tylko po to, by ściągać składki i utrzymywać urzędników?

Lit w diecie: Klucz do cofania demencji? Najnowsze odkrycia naukowców

Lit w diecie

Lit w diecie: Klucz do cofania demencji? Najnowsze odkrycia naukowców

 

Zapewnienie odpowiedniego poziomu składników odżywczych w diecie ma kluczowe znaczenie dla zdrowia naszego mózgu. Najnowsze badania naukowe skupiają się na roli litu, pierwiastka, którego niedobór może dramatycznie przyspieszyć rozwój demencji i choroby Alzheimera. Czy jego odpowiednia podaż w diecie może cofnąć te zmiany?

 

Przełomowe badania nad litem

 

Według badań z 2025 roku, które przeanalizowały stężenie metali w mózgach zwierząt z wczesnymi objawami demencji, poziom litu był drastycznie obniżony. Naukowcy postanowili sprawdzić, czy jego uzupełnienie może spowolnić ten proces. W eksperymencie na myszach, którym podawano specjalną formę litu – orotan litu, zaobserwowano wycofywanie się wielu zmian chorobowych, a także poprawę funkcji poznawczych i pamięci.

Co zaskakujące, pozytywne rezultaty osiągnięto przy dawkach 1000 razy mniejszych niż te stosowane w psychiatrii. Wyniki sugerują, że naturalnie występujący lit pełni w mózgu ważną rolę ochronną, podobną do witaminy C.

Lit w diecie
Lit w diecie

Lit a zdrowie ludzkiego mózgu

 

Badania na ludziach również dostarczają obiecujących wniosków. Okazuje się, że pacjenci z chorobami psychicznymi leczeni litem rzadziej zapadają na demencję niż inni. Co więcej, osoby, którym przepisywano lit, miały niemal o połowę mniejsze ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera.

Ten związek potwierdzają także badania dotyczące śladowych ilości litu w wodzie pitnej. Naukowcy stwierdzili, że nawet minimalne ilości tego pierwiastka w wodzie są wystarczające, by obniżyć zapadalność lub śmiertelność z powodu demencji.

 

Jak dostarczyć lit do organizmu?

 

Film wskazuje, że odpowiednia dieta jest kluczowa dla zapewnienia organizmowi odpowiedniej ilości litu. Autor zwraca uwagę, że współczesna dieta, często uboga w produkty roślinne, może prowadzić do jego niedoborów. Największe ilości litu znajdują się w:

  • Produktach pełnoziarnistych – mają go kilkadziesiąt razy więcej niż produkty z białej mąki.
  • Warzywach strączkowych.
  • Owocach, w tym w jabłkach.
  • Nasionach i orzechach.

Dla przykładu, orzechy zawierają około 400 razy więcej litu niż mięso. Autor ostrzega, że produkty pochodzenia zwierzęcego są ubogie w ten pierwiastek. Ponadto, należy uważać na nadmiar sodu (soli) w diecie, który osłabia działanie litu w komórkach nerwowych. Problemem jest także stłuszczenie wątroby, które może zwiększać wydalanie litu z moczem.

 

Głównym tematem filmu jest lit, a autor zwraca uwagę na jego rolę w zapobieganiu demencji i chorobie Alzheimera.

Film porusza następujące kwestie:

  • Lit jako pierwiastek chroniący mózg – Autor twierdzi, że najnowsze badania z Harvardu wykazały, że brak litu może przyspieszać rozwój demencji i choroby Alzheimera [00:00].
  • Badania na zwierzętach – Badania na myszach wykazały, że te z niedoborem litu miały więcej blaszek amyloidowych w mózgu. Leczenie myszy specjalną formą litu, orotanem litu, spowodowało cofanie się zmian chorobowych [05:06:00] oraz poprawę pamięci i funkcji poznawczych [05:19:00].
  • Lit w diecie ludzi – Wskazano, że pacjenci psychiatryczni leczeni litem rzadziej zapadają na demencję [06:27:00]. Badanie z 2020 roku wykazało, że osoby, którym przepisywano lit, miały o połowę mniejsze ryzyko rozwoju choroby Alzheimera [07:10:00].
  • Źródła litu – Autor wymienia produkty bogate w lit, takie jak:
  • Czynniki ograniczające działanie litu – Film ostrzega przed otłuszczeniem wątroby i nadmiarem soli w diecie, które mogą osłabiać korzystne działanie litu w organizmie [12:29:00].

Adres URL: https://www.youtube.com/watch?v=Stdf7ETY3lI

Nadciśnienie tętnicze – cichy zabójca atakuje coraz częściej, nawet dzieci i młodzież

Podstawowa opieka zdrowotna (POZ)

Już ponad 11 milionów Polaków choruje na nadciśnienie tętnicze. To jedna z najgroźniejszych chorób cywilizacyjnych, która przez lata może rozwijać się bezobjawowo, a w konsekwencji prowadzić do zawału serca, udaru mózgu czy niewydolności nerek. Lekarze nie bez powodu nazywają ją „cichym zabójcą”.

Co to jest nadciśnienie tętnicze?

Nadciśnienie to trwałe podwyższenie wartości ciśnienia krwi w tętnicach powyżej bezpiecznych norm. Zgodnie z wytycznymi Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) i Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego, chorobę rozpoznaje się, gdy wartości przekraczają 140/90 mm Hg.

Problem w tym, że wiele osób przez lata nie zdaje sobie sprawy z choroby. Dopiero nagłe incydenty sercowo-naczyniowe ujawniają, jak bardzo zaniedbane było zdrowie.

Służba zdrowia w Świnoujściu Świnoujście – uzdrowiskowe miasto z doskonałą opieką zdrowotną
Świnoujście – uzdrowiskowe miasto z doskonałą opieką zdrowotną

Skala problemu w Polsce

  • Na nadciśnienie choruje około 11 milionów dorosłych Polaków – czyli blisko co trzeci obywatel.

  • Coraz częściej choroba dotyka dzieci i młodzież.

  • Wiele osób nie kontroluje regularnie swojego ciśnienia, a nawet nie wie, że przekracza ono normy.

Dlaczego nadciśnienie to cichy zabójca?

Choroba rozwija się podstępnie. Przez długi czas może nie dawać żadnych objawów. Jeśli występują, są bagatelizowane – to m.in.:

  • bóle i zawroty głowy,

  • nadmierne zmęczenie,

  • problemy ze snem,

  • krwawienia z nosa,

  • pogorszenie koncentracji, problemy ze wzrokiem.

Nieleczone nadciśnienie prowadzi do poważnych powikłań: zawałów serca, udarów mózgu, uszkodzeń nerek i oczu.

Normy ciśnienia krwi

Dorośli:

  • Prawidłowe ciśnienie: < 120/70 mm Hg

  • Podwyższone ciśnienie: 120–139 / 70–89 mm Hg

  • Nadciśnienie: ≥ 140/90 mm Hg

Dzieci i młodzież:

Normy zależą od wieku, płci i wzrostu. Orientacyjnie:

  • niemowlęta: 87–105 / 53–66 mm Hg

  • dzieci w wieku 7–10 lat: 97–120 / 57–71 mm Hg

  • nastolatki: 112–128 / 66–80 mm Hg

Wartości powyżej 95. centyla dla danej grupy wskazują na nadciśnienie.

Jak zapobiegać nadciśnieniu?

  • Regularne pomiary ciśnienia – nawet u osób młodych i bez objawów.

  • Zdrowa dieta – mniej soli, tłuszczów nasyconych, więcej warzyw i owoców.

  • Aktywność fizyczna – minimum 30 minut dziennie, 5 razy w tygodniu.

  • Unikanie używek – ograniczenie alkoholu, całkowita rezygnacja z papierosów.

  • Kontrola wagi i stresu – nadwaga i przewlekły stres są głównymi czynnikami ryzyka.

Dlaczego warto działać już teraz?

Nadciśnienie tętnicze to choroba, która może dotknąć każdego – niezależnie od wieku. Regularne badania, zdrowy tryb życia i szybka reakcja na pierwsze objawy to jedyna skuteczna metoda walki z „cichym zabójcą”.

 Jeśli dawno nie mierzyłeś swojego ciśnienia – zrób to już dziś. To prosty krok, który może uratować życie.

Koniec turystyki zdrowotnej z Ukrainy – rząd wprowadza nowe zasady opieki medycznej

Koniec turystyki zdrowotnej z Ukrainy

Koniec turystyki zdrowotnej z Ukrainy – rząd wprowadza nowe zasady opieki medycznej

Koniec turystyki zdrowotnej z Ukrainy -przełom w polityce zdrowotnej

Od wybuchu wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku Polska otworzyła swoje granice i systemy społeczne dla milionów uchodźców. Jednym z kluczowych elementów pomocy był dostęp do opieki zdrowotnej na takich samych zasadach, jak dla obywateli Polski. Przez ponad trzy lata rozwiązanie to działało bez większych ograniczeń. Jednak od października 2025 roku czekają nas poważne zmiany. Nowelizacja ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy kończy z szerokim zakresem darmowych świadczeń zdrowotnych i ma ukrócić tzw. turystykę medyczną.

Czym była turystyka zdrowotna z Ukrainy?

Pojęcie „turystyki medycznej” odnosi się do zjawiska, w którym obywatele Ukrainy korzystali z polskiego systemu zdrowia nie tylko w ramach nagłych potrzeb czy kontynuacji leczenia, lecz także w celu przeprowadzania zabiegów planowych, terapii specjalistycznych czy stomatologii. Media i lekarze zwracali uwagę, że część osób przyjeżdżała do Polski wyłącznie po leczenie – niejednokrotnie kosztowne – które w ich kraju nie było dostępne albo było drogie.

Przykłady obejmowały:

  • rehabilitację po urazach,

  • operacje ortopedyczne (np. endoprotezy),

  • zabiegi stomatologiczne,

  • korzystanie z refundowanych programów lekowych,

  • pobyt w sanatoriach i ośrodkach rehabilitacyjnych.

Rząd podkreśla, że w sytuacji kryzysu finansów publicznych Polska nie może dalej ponosić tak dużych kosztów.

Jakie zmiany przewiduje nowa ustawa?

Nowelizacja wprowadza ograniczenia, które mają wejść w życie od 1 października 2025 roku i obowiązywać do 4 marca 2026 roku. Oto najważniejsze założenia:

  1. Ubezpieczenie jako warunek dostępu do świadczeń
    Dorośli obywatele Ukrainy, którzy nie opłacają składki zdrowotnej, stracą prawo do wielu świadczeń. Dotyczy to m.in. zabiegów planowych i kosztownych terapii.

  2. Ograniczenia w dostępie do niektórych usług

    • brak możliwości korzystania z refundowanych programów lekowych,

    • brak prawa do finansowanej rehabilitacji,

    • brak refundacji wyrobów medycznych,

    • brak dostępu do drogich operacji planowych,

    • ograniczony dostęp do leczenia stomatologicznego.

  3. Wyjątki dla dzieci i ofiar wojny
    Dzieci do 18. roku życia pozostają objęte ochroną. Podobnie osoby poszkodowane w wyniku działań wojennych nadal będą mogły korzystać z bezpłatnej opieki.

  4. Koniec z sanatoriami i planową rehabilitacją
    Ukraińcy bez ubezpieczenia nie będą mogli wyjeżdżać do uzdrowisk i ośrodków rehabilitacyjnych w Polsce na koszt budżetu państwa.

Koniec turystyki zdrowotnej z Ukrainy
Koniec turystyki zdrowotnej z Ukrainy

Dlaczego wprowadza się zmiany?

Rząd podaje dwa główne powody:

  • oszczędności – szacuje się, że od października 2025 do marca 2026 uda się zaoszczędzić ok. 30 mln zł,

  • ograniczenie nadużyć – coraz częściej sygnalizowano, że część osób traktuje polską ochronę zdrowia jako darmowy system, do którego można się „zapisać” z zagranicy.

Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że Polska nie może finansować planowego leczenia cudzoziemców, którzy nie dokładają się do systemu składkami.

Reakcje społeczne i polityczne

Decyzja budzi duże emocje. Część opinii publicznej uważa, że zmiany są konieczne, bo polski system zdrowia od lat zmaga się z niedofinansowaniem, a kolejki do specjalistów i tak są długie. Wskazuje się, że priorytetem muszą być polscy pacjenci.

Z kolei organizacje pomocowe krytykują nowe przepisy, twierdząc, że uderzą one w najbardziej potrzebujących – zwłaszcza osoby chore przewlekle, które nie mogą pracować i opłacać składek. Ich zdaniem decyzja ma charakter polityczny i jest efektem presji społecznej.

Co to oznacza w praktyce dla Ukraińców?

  • Osoby pracujące legalnie w Polsce i płacące składki nadal będą miały pełny dostęp do świadczeń zdrowotnych.

  • Ukraińcy bez ubezpieczenia będą mogli korzystać jedynie z podstawowej pomocy medycznej i świadczeń w nagłych przypadkach.

  • Leczenie chorób przewlekłych czy planowe zabiegi będą wymagały finansowania z własnej kieszeni albo wykupienia prywatnego ubezpieczenia.

  • Dzieci pozostaną pod ochroną – nadal będą mogły korzystać z opieki pediatrycznej i szczepień.

Polska a inne kraje UE

Polska nie jest wyjątkiem – wiele krajów europejskich, które w pierwszych miesiącach wojny otworzyły szeroko swoje systemy opieki zdrowotnej dla Ukraińców, wprowadza ograniczenia. Powód jest ten sam: przeciążone budżety i własne problemy zdrowotne.

W Niemczech już wcześniej zaczęto wymagać składek i rejestracji w systemie ubezpieczeń. W Czechach część świadczeń również została ograniczona do podstawowych.

Czy to faktycznie koniec turystyki zdrowotnej?

Eksperci wskazują, że zmiany rzeczywiście zminimalizują zjawisko turystyki medycznej. Brak prawa do refundacji i konieczność posiadania ubezpieczenia skutecznie zniechęci osoby, które traktowały Polskę jako „darmowy szpital”.

Jednak niektórzy ostrzegają, że problem może zostać przeniesiony do szarej strefy. Ukraińcy bez ubezpieczenia mogą zacząć szukać prywatnych rozwiązań albo próbować uzyskiwać świadczenia na inne sposoby.

Podsumowanie

Zmiany w dostępie do opieki zdrowotnej dla obywateli Ukrainy oznaczają definitywny koniec zjawiska turystyki medycznej. Od października 2025 roku pełny dostęp do świadczeń będą mieli wyłącznie ci, którzy opłacają składki zdrowotne w Polsce. Dla reszty – pozostaje tylko podstawowa pomoc w nagłych przypadkach i ochrona dzieci.

Polska rządząca koalicja stawia na oszczędności i ochronę własnego systemu zdrowia, który i tak jest mocno obciążony. Decyzja będzie miała realny wpływ na tysiące Ukraińców, ale także na wizerunek Polski jako kraju udzielającego szerokiej pomocy humanitarnej. Czy to krok w stronę racjonalizacji wydatków, czy sygnał politycznej zmiany nastrojów wobec uchodźców – o tym dyskusja zapewne dopiero się zaczyna.

Nowa lista porodówek do likwidacji! Polska w szoku – setki kobiet zostaną bez opieki podczas porodu!

Wstrząsające informacje z Ministerstwa Zdrowia – opublikowano nową listę porodówek przeznaczonych do zamknięcia. Aż 88 oddziałów ginekologiczno-położniczych w całym kraju nie spełnia kryterium minimum 400 porodów rocznie, co oznacza, że ich przyszłość wisi na włosku.

Eksperci alarmują: to nie są zwykłe decyzje administracyjne, to bezpośrednie zagrożenie dla kobiet w ciąży i ich dzieci. Likwidacja porodówek w mniejszych miastach oznacza konieczność wielokilometrowych dojazdów, często w sytuacjach nagłych, kiedy liczy się każda minuta.

 Najbardziej zagrożone regiony

Na czarnej liście znalazły się szpitale z województw:

  • podlaskiego

  • lubuskiego

  • zachodniopomorskiego

  • świętokrzyskiego

  • warmińsko-mazurskiego

  • podkarpackiego

Wśród powiatów, które mogą zostać pozbawione porodówki, są m.in. parczewski, włodawski, kolneński i hajnowski. To oznacza, że tysiące kobiet zostaną zmuszone dojeżdżać nawet kilkadziesiąt kilometrów do najbliższego szpitala.

 Dramat tysięcy kobiet

Lekarze i położne ostrzegają, że taka polityka tworzy „białe plamy” na mapie Polski – obszary, gdzie rodzące zostaną pozostawione same sobie. – To nie jest oszczędność, to ryzyko życia i zdrowia matek oraz noworodków – podkreślają eksperci.

Co mówi rząd?

Ministerstwo zapewnia, że nie będzie automatycznego zamykania, ale praktyka pokazuje, że decyzje o konsolidacji zapadają coraz częściej. Powód? Brak lekarzy, brak położnych i dramatycznie niedoszacowane finansowanie.

 Nowa lista porodówek budzi ogromne emocje. Czy Twój szpital znalazł się wśród 88 przeznaczonych do likwidacji?

30 MILIARDÓW ZNIKNĘŁO Z NFZ! Polacy zostali sami – służba zdrowia w stanie agonalnym

Państwo, które nie potrafi ratować swoich obywateli

Kiedy słyszymy, że w budżecie NFZ brakuje 30 miliardów złotych, wielu wzrusza ramionami – ot, kolejna liczba w medialnym przekazie. Ale te miliardy to nie abstrakcyjne cyferki w Excelu. To realne życie i zdrowie naszych rodziców, dzieci, bliskich i nas samych.

Polska służba zdrowia jest dziś jak pacjent podłączony do respiratora. Każdego dnia tętno słabnie, a władza zamiast ratować – zaciska ręce w kieszeniach.


Kolejki, które zabijają szybciej niż choroba

Czy wiecie, że w Polsce czeka się do specjalisty dłużej niż w większości krajów Unii Europejskiej? Endokrynolog? Czasem rok. Kardiolog? Nawet dwa lata. Neurolog? Bywa, że trzy.

To nie jest system ochrony zdrowia. To jest system selekcji naturalnej – kto wytrzyma dłużej, ten ma szansę doczekać pomocy. Reszta? Staje się statystyką w raportach GUS.


Szpitale na granicy upadku

Na mapie Polski z każdym rokiem ubywa oddziałów szpitalnych. Dyrektorzy placówek biją na alarm: pieniędzy nie starcza nawet na podstawowe procedury, a długi rosną w tempie lawinowym.

Dla pacjenta oznacza to jedno – coraz częściej słyszy: „Nie przyjmujemy”, „Proszę jechać do innego miasta”, „Nie mamy kontraktu na ten zabieg”.

Czy w takim państwie można czuć się bezpiecznie?


Leki stają się luksusem

W aptekach dramat rozgrywa się codziennie. Starsza kobieta odkłada receptę na ladzie i odchodzi z pustymi rękami. Młody mężczyzna wstrzymuje terapię, bo nie stać go na dopłatę. Matka rezygnuje z własnych leków, żeby kupić lekarstwo dziecku.

A politycy powtarzają slogany o „trosce o zdrowie obywateli”. Hipokryzja? To mało powiedziane.


Lekarze i pielęgniarki uciekają

Bez ludzi nie ma medycyny. A w Polsce lekarzy i pielęgniarek jest dramatycznie mało. Ci, którzy jeszcze zostali, są przepracowani, wypaleni, zmęczeni. Wielu z nich już spakowało walizki i wyjechało.

Dlaczego? Bo za granicą nie muszą wybierać między snem a kolejnym dyżurem. Bo tam praca lekarza to prestiż, a nie walka o przetrwanie.


30 miliardów – cena życia obywateli

Brak 30 miliardów złotych w NFZ to nie problem ekonomiczny. To problem egzystencjalny. To pytanie, czy w razie wypadku znajdzie się karetka, lekarz, wolny oddział i lek, który uratuje życie.

Dziś odpowiedź brzmi: nie wiadomo.


Kto odpowiada?

Tu nie wystarczy przerzucanie winy z jednej partii na drugą. Tu potrzebna jest odpowiedzialność. Ale tej nie ma. Politycy traktują zdrowie Polaków jak kartę przetargową w grze wyborczej. Raz obiecują darmowe leki, innym razem skrócenie kolejek. Efekt? Puste hasła, a w szpitalach wciąż brakuje wszystkiego – od bandaży po personel.


Obywatele zostawieni sami sobie

To nie jest teoria spiskowa, to codzienność. Obywatele muszą organizować zbiórki w internecie, by sfinansować operacje dzieci. Rodziny muszą zadłużać się, by opłacić rehabilitację. Polacy uczą się, że państwo ich nie ochroni, bo państwo samo jest chore.


Apel, którego nie można zignorować

Polska służba zdrowia kona. Jeśli teraz nie zostaną podjęte radykalne decyzje, czeka nas katastrofa, której konsekwencje będą tragiczne. Brak 30 miliardów złotych w NFZ to nie dziura w budżecie – to wyrok śmierci dla tysięcy Polaków.


Podsumowanie

  • W NFZ brakuje 30 miliardów złotych.

  • Kolejki do lekarzy są tak długie, że pacjenci umierają, zanim doczekają pomocy.

  • Szpitale bankrutują, leki drożeją, kadra medyczna ucieka.

  • Państwo nie reaguje, a obywatele zostali sami sobie.

❗ Polska znalazła się w punkcie krytycznym. Od decyzji polityków zależy dziś, czy ochrona zdrowia będzie w stanie ratować życie, czy stanie się cmentarzyskiem ludzkich nadziei.

Lekarze każą się szczepić, ale sami często unikają szczepień. Dlaczego?

Lekarze każą się szczepić, ale sami często unikają szczepień. Dlaczego?

Wstęp – nadciąga sezon grypowy i strach przed COVID-em

Jesień zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią powraca temat szczepień. Ministerstwo Zdrowia ostrzega przed wirusem grypy, media przypominają o zagrożeniu COVID-em, a kampanie reklamowe powtarzają jak mantrę jedno słowo: „szczepienie”. Spoty w telewizji, artykuły w prasie i konferencje prasowe ekspertów przekonują obywateli, że jedyną drogą do bezpieczeństwa jest przyjęcie kolejnej dawki preparatu.

Problem w tym, że coraz więcej osób zadaje sobie pytanie, które brzmi niczym oskarżenie: skoro szczepienia są takie ważne, to dlaczego sami lekarze – grupa, która najgłośniej namawia do przyjęcia zastrzyku – często nie szczepi się wcale?


Lekarze jako ambasadorzy szczepień

To właśnie środowisko medyczne stało się głównym ambasadorem szczepień. To lekarze, pielęgniarki i epidemiolodzy występowali w mediach, tłumacząc, że preparaty są „najlepszą bronią” w walce z wirusami. To oni stali na pierwszej linii frontu podczas pandemii, przekonując nieprzekonanych i uspokajając zaniepokojonych pacjentów.

Zaufanie społeczne wobec lekarzy miało być gwarancją skuteczności kampanii. Jeśli autorytet w białym kitlu mówił: „szczep się”, pacjent miał nie zadawać pytań, tylko podwinąć rękaw.


Pacjenci pytają: „A Pan, Pani Doktor się zaszczepił?”

Sielanka kończy się w momencie, kiedy pacjent, zachęcony przez lekarza, pyta wprost: „A Pan Doktor też się zaszczepił?”. Odpowiedzi bywają różne. Jedni mówią otwarcie, że tak. Inni przyznają, że nie widzą takiej potrzeby. Jeszcze inni odpowiadają wymijająco albo zmieniają temat.

W praktyce okazuje się, że w wielu placówkach medycznych odsetek zaszczepionych pracowników jest zaskakująco niski. Szacunki wskazują, że w niektórych szpitalach szczepi się zaledwie 30–40 procent personelu. To dużo mniej, niż można by się spodziewać po grupie, która przecież najlepiej zna ryzyka i zagrożenia.


Dlaczego lekarze sami nie chcą się szczepić?

1. Brak obowiązku

W Polsce lekarze nie mają prawnego obowiązku szczepienia się przeciw grypie czy COVID-owi. Zalecenia istnieją, ale decyzja zawsze jest indywidualna. Skoro system nie zmusza – wielu nie widzi powodu, by działać na własną rękę.

2. Krytycy skuteczności szczepionek

Lekarze doskonale wiedzą, że szczepionki przeciw grypie są co roku tworzone w oparciu o prognozy dotyczące krążących szczepów wirusa. Czasem trafiają idealnie, a czasem – dużo gorzej. W efekcie skuteczność bywa ograniczona, co sprawia, że część medyków po prostu wątpi w sens takiej profilaktyki.

3. Ostrożność wobec farmakoterapii

Paradoksalnie wielu lekarzy w życiu prywatnym unika leków i medykamentów. Stosują je tylko wtedy, gdy są absolutnie konieczne. Jeśli mają szansę obejść się bez dodatkowej iniekcji, często z niej rezygnują.

4. Wiara w naturalną odporność

Lekarze, którzy od lat pracują z pacjentami, często uważają, że ich układ odpornościowy jest wystarczająco „zahartowany”. Skoro nie raz mieli kontakt z wirusami i organizm dawał sobie radę, to dlaczego miałoby być inaczej teraz?

5. Zbyt słaba kampania wewnętrzna

O ile pacjentów bombarduje się komunikatami o szczepieniach, o tyle w samych placówkach medycznych akcje informacyjne dla personelu bywają słabe lub wręcz nie istnieją. Brakuje darmowych szczepień w dogodnym czasie, mobilnych punktów w szpitalach czy realnej motywacji.


Niewygodna prawda i kryzys zaufania

To wszystko prowadzi do sytuacji, w której lekarze głoszą jedno, a robią drugie. Publicznie zachęcają pacjentów, a prywatnie rezygnują z ochrony, w którą sami nie do końca wierzą. Ten rozdźwięk jest szczególnie widoczny teraz, gdy społeczeństwo coraz krytyczniej patrzy na działania rządu i instytucji zdrowia publicznego.

Bo skoro lekarze – najlepiej poinformowana grupa w kraju – nie widzą potrzeby szczepienia, to dlaczego zwykły obywatel miałby traktować to jako priorytet?


Lekarze kontra społeczeństwo – różne standardy

Dla wielu pacjentów to jawna hipokryzja. „Nakazują mi, a sami nie robią tego, co zalecają” – mówią. To budzi bunt i podważa sens całych kampanii prozdrowotnych.

Lekarz, który nie świeci przykładem, staje się symbolem systemu, w którym zasady obowiązują tylko jedną stronę – społeczeństwo. Władze naciskają na zwykłych ludzi, by przyjmowali kolejne dawki, a tymczasem sami medycy stoją z boku.


Czy lekarze wiedzą coś, czego nie mówi się pacjentom?

To pytanie pada coraz częściej. Brak spójności w komunikatach sprawia, że pacjenci zaczynają snuć własne teorie:

  • Czy lekarze mają wiedzę o ograniczonej skuteczności preparatów?

  • Czy obawiają się skutków ubocznych bardziej, niż publicznie przyznają?

  • Czy może po prostu wiedzą, że ryzyko powikłań choroby w ich przypadku nie jest aż tak wysokie?

Brak jednoznacznych odpowiedzi tylko potęguje podejrzliwość.


Społeczne konsekwencje rozdźwięku

Kiedy społeczeństwo dostrzega, że lekarze nie postępują zgodnie z własnymi zaleceniami, efekty są poważne:

  • spada zaufanie do autorytetów,

  • maleje liczba zaszczepionych pacjentów,

  • rośnie popularność teorii spiskowych,

  • kryzys wizerunkowy dotyka całej służby zdrowia.

Wizerunek lekarza jako wzoru do naśladowania zaczyna pękać, a pacjenci czują się oszukani.


Co mogłoby zmienić sytuację?

Rozwiązania są dwa – i oba wymagają odwagi:

  1. Pełna transparentność – środowisko medyczne powinno jasno komunikować, dlaczego część lekarzy nie szczepi się i jakie mają ku temu powody. Tylko szczerość odbuduje zaufanie.

  2. Równe standardy – jeśli społeczeństwo ma obowiązek (np. w formie presji medialnej), to samo powinno dotyczyć lekarzy. W przeciwnym razie każda kampania skazana jest na porażkę.


Podsumowanie – szczepienia a hipokryzja systemu

Sezon grypowy zbliża się wielkimi krokami, a temat szczepień znów dzieli społeczeństwo. Jedno jest pewne: dopóki lekarze będą nakłaniać pacjentów do szczepień, a sami nie będą świecić przykładem, dopóty ludzie będą zadawać to samo pytanie:

„Dlaczego każą nam się szczepić ci, którzy sami tego unikają?”

To pytanie może okazać się dla całego systemu ochrony zdrowia znacznie groźniejsze niż sama grypa czy COVID, bo podważa fundament – zaufanie do lekarzy i instytucji.

Świnoujście wprowadza zakaz używania wody. Enterokoki w sieci Odra/Przytór–Wydmy

Świnoujście wprowadza zakaz używania wody. Enterokoki w sieci Odra/Przytór–Wydmy

 

Świnoujście: Sanepid zakazuje używania wody. Enterokoki w sieci „Odra, Przytór–Wydmy”

Świnoujście — zaktualizuj: 11.09.2025, 15:00

Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Świnoujściu zakazał używania wody z miejskiego wodociągu „Odra, Przytór–Wydmy”. W próbkach wykryto enterokoki kałowe na poziomie 12 jtk/100 ml — powyżej norm. Woda nie spełnia wymogów jakościowych i do odwołania nie nadaje się do spożycia ani użytku domowego. ZWiK podstawia beczkowóz na zatoczce przy ul. Zalewowej 42.

Najważniejsze informacje

  • Zakaz: picie, gotowanie, mycie owoców/warzyw i naczyń, pranie, kąpiel/mycie, mycie zębów, przemywanie ran.
  • Dozwolone: wyłącznie spłukiwanie toalet.
  • Stężenie: enterokoki 12 jtk/100 ml (powyżej norm).
  • Woda pitna: beczkowóz ZWiK przy ul. Zalewowej 42 (zabierz własne pojemniki).
  • Służby: trwają prace nad ustaleniem przyczyny i usunięciem zanieczyszczenia; o zniesieniu zakazu poinformują osobnym komunikatem.

Adresy objęte komunikatem – Świnoujście

  • ul. Zalewowa: 39, 39a, 39b, 41 (Piekarnia „Mewa”), 42, 42a, 42b, 42c, 42d
  • ul. Zarzecze: 1, 2, 2a, 8
  • ul. Sąsiedzka: 2

Zalecenia Sanepidu — czego nie robić

  • Nie pij kranówki i nie używaj jej do przygotowywania posiłków.
  • Nie myj w niej owoców, warzyw ani naczyń.
  • Nie używaj do prania, kąpieli, mycia ciała i zębów ani przemywania ran.
  • Nie próbuj „przegotować problemu” — do odwołania woda nie może być używana nawet po gotowaniu.

Co robić

  • Korzystaj z wody z beczkowozu lub butelkowanej do wszystkich celów konsumpcyjnych i higienicznych.
  • Śledź komunikaty PPIS i ZWiK o zniesieniu zakazu.

Źródła/instytucje

 

E-skierowania na COVID wracają! Nie daj się wciągnąć w spiralę strachu i presji

E-skierowania na COVID wracają! Nie daj się wciągnąć w spiralę strachu i presji


Nowa narracja, stary schemat

Od kilku dni w mediach znów słyszymy o „rosnącej liczbie zakażeń COVID-19”. Główny Inspektorat Sanitarny poinformował, że w ubiegłym tygodniu odnotowano 5 tysięcy nowych przypadków. Na pierwszy rzut oka brzmi to poważnie, ale jeśli spojrzeć chłodniej – w 38-milionowym kraju to ułamek procenta społeczeństwa.

Mimo to dokładnie 9 września uruchomiono e-skierowania na bezpłatne szczepienia. Przypadek? Bardziej wygląda to na z góry zaplanowaną akcję, w której liczby i statystyki są tylko narzędziem do budowania atmosfery zagrożenia.


Bezpłatne szczepienia – czy na pewno o to chodzi?

Resort zdrowia zapewnia, że szczepionki są darmowe, a NFZ sfinansuje całą procedurę. Dostępne będą różne warianty:

  • jednodawkowa Spikevax LP.8.1. dla osób od 12. roku życia,

  • dwie dawki dla osób z ciężkimi niedoborami odporności,

  • wersja pediatryczna dla dzieci od 6. miesiąca życia.

Na pierwszy rzut oka wygląda to na troskę o zdrowie obywateli. Ale pamiętajmy – już wcześniej miliony dawek trafiły do utylizacji, bo ludzie nie chcieli się szczepić kolejnymi preparatami. Teraz pojawia się pytanie: czy chodzi o zdrowie, czy raczej o to, by pozbyć się nadmiaru zakupionych szczepionek?


Presja zamiast dialogu

Historia ostatnich lat pokazuje jasno: strach jest najskuteczniejszym narzędziem nacisku. Najpierw pojawiają się statystyki, potem medialne ostrzeżenia, a wreszcie rozwiązanie – szczepienia. To schemat, który działał w 2020 i 2021 roku, ale dziś społeczeństwo jest już bardziej świadome.

Dlatego warto pamiętać:

  • nie musisz ulegać presji – szczepienia są dobrowolne,

  • nie każda liczba w mediach oddaje realną skalę zagrożenia,

  • twoje zdrowie to twoja decyzja, nie decyzja systemu e-skierowań.


Cyfrowa wygoda czy cyfrowa kontrola?

Nowością jest fakt, że skierowania pojawiają się automatycznie w Internetowym Koncie Pacjenta. Klikasz – i system już czeka z propozycją szczepienia. Niby wygoda, ale w rzeczywistości to forma subtelnej presji: skoro państwo wystawiło ci skierowanie, to może jednak „powinieneś” się zaszczepić?

Trzeba zadać sobie pytanie: czy to jeszcze profilaktyka, czy już budowanie poczucia obowiązku, którego formalnie nie ma?


Komercyjne opcje – bo interes musi się kręcić

Poza darmowymi szczepionkami od państwa, dostępne będą też wersje komercyjne w aptekach i POZ. Jeśli ktoś nie ufa państwu, może zapłacić z własnej kieszeni. Tak czy inaczej – rynek zyska.


Przestroga – zachowaj rozsądek

W obliczu nowej akcji szczepień trzeba zachować zimną krew. Ostatnie lata pokazały, że bezmyślne uleganie presji i panice prowadziło do absurdów: zamykano lasy, niszczono gospodarkę, a miliony ludzi żyły w strachu.

Dziś potrzebna jest refleksja:

  • czy rzeczywiście zagrożenie jest tak poważne, jak przedstawiają to media?

  • czy kolejne dawki mają realny sens, skoro poprzednie nie zatrzymały transmisji wirusa?

  • czy nie jesteśmy po prostu świadkami kolejnej próby narzucenia społeczeństwu gotowego scenariusza?


Podsumowanie – decyzja należy do ciebie

E-skierowania na COVID to narzędzie, które ma ułatwić szczepienia. Ale równocześnie to element presji psychologicznej – subtelny sygnał, że „system już o ciebie zadbał”. Warto jednak pamiętać, że ostateczna decyzja zawsze należy do ciebie.

Nie daj się wciągnąć w spiralę strachu i nie podejmuj decyzji pod presją. Zachowaj zdrowy rozsądek i sam zdecyduj, co jest najlepsze dla ciebie i twojej rodziny.

Covid-19 znowu w natarciu? Milion dawek szczepionki w drodze do Polski. Czy ktoś jeszcze wierzy w tę narrację?

Covid-19 znowu w natarciu? Milion dawek szczepionki w drodze do Polski. Czy ktoś jeszcze wierzy w tę narrację?

Od kilku dni media powtarzają jeden przekaz: Covid-19 wraca, a do Polski jedzie milion dawek szczepionki. Główny Inspektor Sanitarny dr Paweł Grzesiowski ostrzega, że nowe warianty wirusa u młodszych osób przypominają objawy anginy, a u starszych mogą prowadzić do zapalenia płuc. Brzmi znajomo? Dokładnie ten sam scenariusz, który słyszeliśmy w poprzednich latach.

Darmowe szczepienia – czy naprawdę za darmo?

W drugiej połowie września ruszają szczepienia przeciwko Covid-19. Ministerstwo Zdrowia chwali się, że preparatem Moderny będzie można zaszczepić się nieodpłatnie. „Nieodpłatnie” – czyli opłacone z naszych podatków. W praktyce milion dawek nie spada z nieba, tylko zostaje zakupiony za publiczne pieniądze.

Co ciekawe, tylko jeden typ szczepionki będzie refundowany, resztę trzeba będzie kupić samodzielnie. To budzi pytania: dlaczego akurat ten producent, dlaczego ta formuła i kto na tym zarobi?

„Nowe warianty” – stary schemat

W mediach widać powtarzalność przekazu. Najpierw rosnąca liczba zachorowań, potem ostrzeżenia o powikłaniach i apel o szczepienia. Warto przypomnieć, że przez ostatnie lata wielu ekspertów i lekarzy kwestionowało skuteczność masowych programów szczepień przeciwko Covid-19. Padały zarzuty o brak pełnych badań, ograniczoną skuteczność wobec kolejnych wariantów i liczne działania niepożądane.

Czy dziś mamy do czynienia z kolejną próbą straszenia społeczeństwa? Wiele osób uważa, że tak. Ludzie są zmęczeni i coraz trudniej ich przekonać do przyjęcia kolejnych dawek.

Czy ktoś jeszcze w to wierzy?

Retoryczne pytanie, które zadaje sobie wielu Polaków: czy ktoś jeszcze daje się nabierać na ten schemat? Co sezon ten sam komunikat – „wirus wraca, zaszczep się”. Tymczasem zaufanie społeczne do instytucji zdrowia publicznego dramatycznie spadło, a narracja o masowych szczepieniach coraz częściej spotyka się z krytyką.

Podsumowanie

Milion dawek szczepionki w drodze do Polski brzmi jak powtórka z poprzednich lat. Rząd mówi o darmowych szczepieniach, choć w rzeczywistości płaci za nie społeczeństwo. Eksperci straszą powikłaniami, ale wielu ludzi pyta wprost: czy ktoś jeszcze wierzy w tę narrację?